Wyrok śledczy
Autor: EJ Waggoner, z jego ostatniego rękopisu „ Wyznanie wiary” , 1916
„Więc co wydarzyło się w 1844 roku?”
To pytanie zastanawiało mnie przez wiele lat; gdyż zostałem tak gruntownie zindoktrynowany ideą 2300-letniego okresu kończącego się w roku 1844, że nigdy nie przyszło mi do głowy w to wątpić. Rzeczywiście, nigdy w to nie wątpiłem ani przez chwilę; ale pewnego dnia olśniło mnie światło i zobaczyłem, że ten okres nie ma żadnych podstaw, a potem oczywiście po prostu go porzuciłem.
Jak się tego nauczyłem? Zapytałeś. No cóż, przypuszczam, że nigdy bym tego nie zobaczył, gdybym przez tyle lat nie był całkowicie przekonany, że to, czego mnie od dzieciństwa uczono, miało miejsce w roku 1844, wydarzyło się, a nie w żadnym innym czasie.
Ale co z 2300 dniami? Czy mamy porzucić proroczą zasadę „dzień za rok”? W żaden sposób; zasada ta obowiązuje, lecz nie ma zastosowania w tym przypadku z prostego powodu: ósmy rozdział Księgi Daniela w ogóle nie wspomina o 2300 dniach. Nie wersja „Króla Jakuba”, ani żadna inna wersja, ale tekst hebrajski musi rozstrzygnąć tę kwestię, a który mówi: „dwa tysiące trzysta wieczorów i poranków”. (dosłownie „wieczorem-porankiem”), zgodnie z poprawnym tłumaczeniem w poprawionej wersji.
„Ale” – pyta się – „czy wieczór i poranek nie tworzą dnia?” Tak; ale z jakiego powodu bezpodstawnie zakładamy, że termin ten został tutaj użyty jako peryfraza słowa „dzień”? W takim razie powinniśmy mieć figurę za figurę! Jesteśmy postawieni przed koniecznością interpretacji figury retorycznej, a następnie uznania tej interpretacji za figurę proroczą. Kiedy używany jest symbol proroczy, sam symbol powinien być całkowicie jasny i nie wymagający wyjaśnień. Jednak tutaj powiedziano nam, żebyśmy wierzyli, że na określenie dnia mamy termin, którego nigdzie indziej w Biblii nie używa się na określenie słowa „dzień”. Dlaczego mielibyśmy zakładać tutaj wyjątek? Istnieje hebrajskie słowo, które wszędzie jest tłumaczone jako „dzień” i jest to jedyne słowo oznaczające „dzień” w języku hebrajskim. W Pismach Hebrajskich występuje ponad 2000 razy. Czy nigdy nie przyszło Ci do głowy zastanawiać się, dlaczego w tym przypadku należy zrobić wyjątek? Z pewnością do tych, którzy powołują się na wyjątek, należy przedstawienie jak najbardziej jasnego i przekonującego dowodu na rzekomy fakt oraz podanie jasnego i rozstrzygającego powodu.
Gdyby tłumacze wersji z 1611 r. przetłumaczyli hebrajskie słowa ereb boker (wieczory poranki), zamiast zastępować „dzień” właściwym tłumaczeniem, wątpię, czy nawet utrzymanie tej teorii doprowadziłoby kogokolwiek do wyciągnięcia na światło dzienne tak naciąganych interpretacja. Pytam ponownie, jaki powód można podać za wprowadzeniem nowego, zupełnie nieznanego i niezgrabnego wyrażenia zamiast prostego i dobrze znanego słowa oznaczającego „dzień”, jeśli czytelnik miał rozumieć „dzień”? Mówię „niezdarne wyrażenie”, mając oczywiście na myśli jedynie objaśnienie słowa „dzień”. W rzeczywistości nie ma w tym nic niezdarnego, jeśli wziąć pod uwagę jego oczywisty sens. Wydaje się to tak oczywiste, że nie wymaga dyskusji, że określenie „wieczorem i porankiem” użyte w odniesieniu do sanktuarium musi odnosić się jedynie do ofiar wieczornych i porannych.
Nawiasem mówiąc, pojawia się tu oczywiście rozważenie zastosowania „małego rogu”. Konsekwencja wymaga, aby róg kozy miał naturę kozła – proces, kontynuację danego zwierzęcia. Wykluczałoby to jednak zastosowanie greckiego rogu do Rzymu, ponieważ Grecja i Rzym były dwoma odrębnymi, niezależnymi mocarstwami. Dlaczego jest więcej podstaw do twierdzenia, że Rzym wyszedł z Grecji, niż do twierdzenia, że Grecja wyszła z Medo-Persji lub że Medo-Persja wyszła z Babilonu? Prawdą jest, że zwycięstwo nad królem macedońskim zapewniło Rzymowi wielki prestiż, ale nie tak wielki, jak zwycięstwo nad Dariuszem dało Aleksandrowi lub podbój Babilonu dał Cyrusowi. Rzym, podobnie jak jego poprzednicy w panowaniu powszechnym, powstał na terytorium położonym na zachód od królestwa bezpośrednio je poprzedzającego i miał korzenie tak różne od Grecji, jak Grecja od Medo-Persji lub Medo-Persja od Babilonu. Fakty nie pasują do interpretacji proroctwa, jaką podali Adwentyści Dnia Siódmego. Co dziwne, wykres, którym zawsze posługiwała się ta denominacja, oraz rzekomy obraz kozła, który wciąż pojawia się we wszystkich księgach i artykułach poświęconych temu proroctwu, wyraźnie pokazują niespójność interpretacji. Spójrz na to, jeśli nie masz na myśli tego obrazu, a zobaczysz, że „mały róg” oznaczony jako „Rzym” jest przedstawiony jako wychodzący zza kozła i że róg kozła oznaczony jako „Syria” jest przedstawiony jako zjednoczenie się z wcześniej istniejącym małym rogiem, zamiast tego, że ten ostatni wychodzi z rogu syryjskiego. Niezręczny obraz zaprzecza słowom proroctwa; gdyby jednak było zgodne z naturą i tekstem, mały róg nie mógłby być opatrzony etykietą „Rzym”.
Myślałem, aby poświęcić trochę miejsca pozytywnemu rozważeniu zastosowania małego rogu, ale nie będę zawracał sobie nim głowy. Tak naprawdę nie musiałem w ogóle odwoływać się do rogu, wystarczyło mi, gdy mówiłem o pojednaniu, wykazanie, że ósmy rozdział Księgi Daniela nie zawiera żadnego długiego proroczego okresu, pod koniec którego grzechy mają zostać zniesione. zostać wymazane. Moim jedynym ciężarem w tym pisaniu jest to, że grzech nie jest bytem, towarem, który można odebrać osobie i złożyć w nienaruszonym miejscu gdzie indziej, oczekując na ostateczne zniszczenie. Ponieważ żaden ziemski grzesznik nigdy nie był w świątyni w niebie, ich grzechy nigdy nie mogły skalać tego miejsca i wymagać jego oczyszczenia. Ale sanktuarium w Jerozolimie w Judei, które było przedmiotem niepokojów Daniela, zostało przez Antiocha najstraszniej zbezczeszczone i wymagało oczyszczenia.
– A co z wyrokiem śledczym? Tak, rzeczywiście, i co z tego? Prawdę mówiąc, nie spoczywa na mnie obowiązek wypowiadania się na ten temat, ponieważ w całej Biblii, od Rdz 1:1 do Obj. 22:21 włącznie, ani razu nie ma o tym wzmianki. Dawno temu odkryłem, że jedynym sposobem na uniknięcie nieporozumień w dyskusjach biblijnych jest unikanie terminów teologicznych, których nie ma w Piśmie Świętym i które w związku z tym nie podlegają wyjaśnieniom biblijnym. Krótkie ogólne rozważenie Sądu pokaże, że nie ma miejsca na Sąd „śledczy” przed przyjściem Chrystusa. Wybaczcie mi, że zacytowałem w całości kilka fragmentów Pisma Świętego, zamiast jedynie podać odniesienia. Chcę, aby prawda, którą zawierają, była tak odważna, aby stało się jasne, jakim zniesławieniem Boga jest zakładanie, że jest On zmuszony badać zapisy życia i charakteru ludzi, aby upewnić się, czy Może ich zabrać do Nieba.
„Od początku świata znane są Bogu wszystkie Jego dzieła”. [Dzieje 15:18]„Czy może się kto ukryć w ukryciu, abym go nie zobaczył? Mówi Pan. Czyż nie napełniam nieba i ziemi? Mówi Pan.” [Jer. 23:24]
„Słowo Boże jest żywe i skuteczne, ostrzejsze niż wszelki miecz obosieczny, przenikające aż do rozdzielenia duszy i ducha, stawów i szpiku, zdolne osądzić myśli i zamiary serca. I nie ma stworzenia, które by nie było widoczne przed Jego oczami, lecz wszystko jest obnażone i odkryte przed oczami Tego, z którym mamy do czynienia”. [hebr. 4:12,13]
„Panie, zbadałeś mnie i poznałeś. Ty znasz moje upadek i moje powstanie. Z daleka rozumiesz moje myśli. Wyszukujesz moją ścieżkę i moje leżenie i znasz wszystkie moje drogi. Bo nie ma słowo w moim języku, ale oto, Panie, Ty je znasz całkowicie.” [Ps. 139:1-4]
„Fundament Boży stoi niezawodnie, mając tę pieczęć, Pan zna tych, którzy są Jego”. [2 Tymoteusza 2:19]
„Jezus nie poświęcił się im, ponieważ znał wszystkich ludzi i nie potrzebował, aby ktokolwiek świadczył o ludziach; wiedział bowiem, co jest w człowieku”. [Jana 2:24]
„Jezus wiedział od początku, kim są ci, którzy nie uwierzyli, i kto powinien Go wydać”. [Jana 6:64]
Ale czy nie powinien nastąpić Sąd? Z całą pewnością; gdyż Pismo Święte uczy, że „kiedy Syn Człowieczy przyjdzie w swojej chwale i wszyscy święci aniołowie z Nim”, wtedy zasiądzie na tronie swojej chwały, a umarli, mali i wielcy, ze wszystkich narodów stanąć przed Nim i zostać osądzonym; ale nigdzie nie mówią nic o jakimkolwiek Sądzie przed przyjściem Chrystusa.
Celem Sądu nie jest to, aby Bóg mógł dowiedzieć się wszystkiego o ludziach, ale aby ludzie mogli poznać prawdę o Bogu. Nie nauczą się tego przez głoszenie Jego Słowa, więc muszą zobaczyć wszystko na własne oczy, tak jak to miało miejsce w odniesieniu do każdej innej rzeczy, aby każde kolano, nawet szatana, mimowolnie się zgięło i aby każdy język wyznał Boga, uznając, że Jezus Chrystus jest Panem. Każdy, kto zostanie odcięty, musi przyznać, że jego kara jest sprawiedliwa; i nawet sprawiedliwi, którzy zaufali Bogu i uwierzyli w Jego dobroć i sprawiedliwość, nie rozumiejąc wszystkiego, muszą mieć wszystko przed sobą tak jasno, aby nie było możliwości, aby kiedykolwiek powstały jakiekolwiek wątpliwości lub pytania.
Nauczanie Adwentystów Dnia Siódmego dotyczące świątyni wraz z jej „Sądem Śledczym” poprzedzającym wymazanie grzechów jest praktycznie zaprzeczeniem odkupienia. To prawda, że wiele mówi się o „pozaobrazowym dniu pojednania”, który rozpoczął się w roku 1844; ale to właśnie umniejsza, jeśli nie unieważnia, wartość krwi Chrystusa, ponieważ uczy, że człowiek może otrzymać krew – życie – a nie otrzymać pojednania. Ewangelia została przekształcona w ceremonializm. Oczy wielu osób tak długo były skupione na „cieniach”, że prawie niemożliwe było dla nich dostrzeżenie światła. Nie wnoszę żadnego oskarżenia przeciwko ich życiu, lecz jedynie przeciwko ich nauczaniu, czyniąc Słowo Boże bezskutecznym, aby mogli zachować swoją tradycję. Przyjrzyj się literaturze od początku, a stanie się oczywiste, że przenieśli żydowskie sanktuarium i jego ceremonie do Nieba, a samo pojednanie uczynili jedynie ceremonią. Wszystko musi być dopasowane „do typu”, tak jakby cień rzeczy był ważniejszy niż sama rzecz. Nie polegasz na zdjęciach, które dostarczają ci dokładnych informacji o cechach i cechach twojej żony. Śmiem twierdzić, że był taki czas, przed waszym ślubem, kiedy przykładaliście dużą wagę do jej zdjęcia i bez wątpienia nadal macie niektóre z tych zdjęć; ale nie sądzę, żebyś spędził dużo czasu na ich studiowaniu w ciągu ostatnich trzydziestu pięciu czy czterdziestu lat. Nie zależy ci na jej zdjęciu, dopóki ją masz. I jestem pewien, że nie upierasz się, że nie może zostać twoją żoną, jeśli nie odpowiada pod każdym względem tym zdjęciom. Dlaczego więc mielibyśmy spędzać czas na badaniu cieni, skoro mamy rzeczywistość? Przyszliśmy bowiem „do góry Syjon i do miasta Boga żywego, do Jeruzalem niebieskiego, i do niezliczonej rzeszy aniołów, do zgromadzenia ogólnego i Kościoła pierworodnych, którzy są zapisani w niebie, i do Bogu, sędziemu wszystkich, i duchom sprawiedliwych, które stały się doskonałe, i Jezusowi, Pośrednikowi Nowego Przymierza, i krwi pokropienia”.
Starożytne sanktuarium z jego ceremoniami było w istocie typem kontrastu. Został zbudowany, ponieważ synowie Izraela nie chcieli, aby Bóg w nich zamieszkał. Ale z powodu swojej niewiary mogli udać się bezpośrednio do świątyni, którą ustanowiły ręce Boga, i mogli rozmawiać z Bogiem twarzą w twarz, tak jak to zrobił Mojżesz. Obietnica była taka, że jeśli zachowają Boże przymierze, tak jak to zrobił Abraham, powinni być królestwem kapłanów; zamiast tego kapłaństwo było ograniczone do jednego plemienia i jednej rodziny tego plemienia i było całkowicie bezużyteczne, jeśli chodzi o uwolnienie od grzechu. Zamiast mieć prawo Ducha życia w Chrystusie, Żywym Kamieniu, z którego mogli pić sprawiedliwość, mieli prawo dotyczące martwego kamienia, „sługi śmierci”. „Przybytek świadectwa” był ciągłym świadectwem przeciwko nim. Oczywiście nie byli zamknięci na te słabe i nieużyteczne rzeczy, bo kto w prawdzie zwrócił się do Pana, miał zdjętą zasłonę i mógł niczym Mojżesz oglądać chwałę Bożą. Pragnę podkreślić, że nie powinniśmy tracić cennego czasu na studiowanie najdrobniejszych szczegółów systemu, który był jedynie produktem niewiary, skoro wraz z Abrahamem, Izajaszem i Pawłem możemy przez wiarę mieć śmiałość wejścia do Najświętszego przez krew Jezusa. Autor Listu do Hebrajczyków, odnosząc się do przybytku i jego przyrządów, powiedział: „o których nie możemy teraz mówić szczególnie”; i wydaje mi się, że dobrze zrobimy, jeśli pójdziemy za jego przykładem.
Przy okazji zauważę niekonsekwencję tych, którzy upierają się, że wszystko musi „pasować do typu”. W obrazie dzień pojednania był tylko jednym dniem z 360 dni – ostatnim dniem roku. Według nauczania SDA, Chrystus przebywał w pierwszym pomieszczeniu niebiańskiej świątyni od swego wniebowstąpienia aż do roku 1844, czyli roku 1810, co odpowiadało rocznej służbie w tabernakulum, aż do dnia pojednania. Lata 1810 odpowiadały 359 dniom w typie. Teraz 359 dni to za jeden dzień, tak jak 1810 lat to pięć lat i piętnaście dni. Dlatego też, jeśli obraz miał być dokładnie naśladowany, „przedobrazowy Dzień Pojednania” powinien był zakończyć się gdzieś w roku 1849. Po co tak ściśle naśladować „typ” pod innymi względami, a ignorować go w tak ważnej kwestii czasu?
Ale aby przejść do naprawdę poważnego oskarżenia, powiedziałem, że nauczanie, że pokuta za grzechy została odroczona do roku 1844 i że do tego czasu żadne grzechy nie zostały wymazane, a grzechy żywych nie zostały jeszcze wymazane, minimalizuje lub nawet unieważnia wartość krwi Chrystusa. Dokonuje rozróżnienia pomiędzy rzeczami, które się nie różnią, i uczy, że krew – życie – Chrystusa, otrzymana przez człowieka, w chwili jej przyjęcia wykazuje tylko część swojej cnoty, czyli jest podzielona w swoim działaniu. Adwentyści Dnia Siódmego rzeczywiście wierzą w odpuszczenie grzechów. Przynajmniej tak jest nauczane w denominacji i wielu w to wierzy. Ale przebaczenie można uzyskać jedynie poprzez świadome przyjęcie życia Chrystusa, które zostało dane za darmo na krzyżu wszystkim ludziom. Jesteśmy „usprawiedliwieni (usprawiedliwieni) za darmo przez Jego łaskę, przez odkupienie w Chrystusie Jezusie”. To przebaczenie jest pojednaniem z Bogiem, gdyż to nasze „niegodziwe uczynki” stanowiły naszą wrogość wobec Boga, a Chrystus pojednał nas w ciele swego ciała, przez śmierć. Kol. 1:21, 22. Usprawiedliwienie przez Jego krew jest tym samym, co pojednanie przez Jego śmierć (Rzym. 5:9,10) i to jest pojednanie. Przez Chrystusa „teraz otrzymaliśmy pojednanie”. Wiem, że próbuje się ominąć tę prawdę, używając słowa „pojednanie” podanego na marginesie; faktem jest jednak, że pojednanie i pokuta są tożsame. Pojednanie zakłada wcześniejszą wrogość. W tym przypadku cała wrogość była po naszej stronie; byliśmy wrogami Boga, który jest Przyjacielem grzeszników. To my pojednaliśmy się z Bogiem przez zniszczenie wrogości, która była w nas. Kiedyś nienawidziliśmy Jego dróg; teraz kochamy je i poddajemy się im, i jesteśmy z Nim jedno. Otrzymaliśmy odkupienie, czyli życie Boże w Chrystusie.
I to jest zmazanie grzechów. Jak może być inaczej, kiedy wrogość zostaje zniszczona, „zabita”, a wrogość jest ciałem grzechu? „To krew dokonuje pojednania za duszę”…
Myślę, że nie ma sporu co do faktu, że zmazanie grzechów jest pojednaniem. Sprzeciwiam się nauczaniu wyznaniowemu, że jest to jedynie transakcja księgowa. To sprawia, że pokuta nie jest wcale sprawą osobistą, ale czymś, co może mieć miejsce bez najmniejszego wpływu na daną osobę. To tak, jakby rozbić termometr, zamazując ekstremalnie wysoką lub zimną pogodę. Jaką różnicę może mieć dla człowieka to, co się stanie z zapisem jego grzechów zapisanym w księdze, podczas gdy on sam kazał je usunąć, „aż wschód jest od zachodu?” Chory mężczyzna zostaje przewieziony do szpitala i poddany leczeniu. Kiedy wchodzi, odnotowuje się jego stan i każdego dnia, kiedy tam przebywa, sporządza się dokładny zapis jego sprawy. Rejestrowany jest każdy wzrost temperatury i każdy niekorzystny objaw. Z biegiem czasu zostaje zwolniony i wyleczony. Zapis przebiegu jego choroby pozostanie w aktach szpitala tak długo, jak długo będzie on funkcjonował; ale człowiek nic nie wie i nic się tym nie przejmuje. Jest uwolniony od choroby i tylko na tym mu zależy. Tak samo człowiek, któremu przebaczono i oczyszczono z grzechów, nie może troszczyć się o jakiekolwiek wspomnienia swoich poprzednich grzechów ani nie może na nie mieć wpływu. Mówiąc to, nie sugeruję, że zapis grzechów ludzkich będzie zachowany na zawsze. Mam na myśli to, że wymazanie grzechów jest sprawą żywotną dla samego grzesznika, a nie jedynie kwestią prowadzenia księgowości. ...
Pomysł uzależniania zbawienia człowieka w jakimkolwiek stopniu od jego wiary lub faktu, czy Chrystus stał przez określoną liczbę lat po jednej czy drugiej stronie muru działowego, byłby dziecinny, gdyby sprawa nie tak poważnie. Czy nic nigdy nie wyzwoli tej denominacji z niewoli przestrzegania „dni, miesięcy, czasów i lat?” Czy na zawsze będą obciążać i tłumić chwalebne przesłanie wiecznej Ewangelii niekończącymi się szczegółami ceremonializmu? Czy cały system lewicki musi zostać przeniesiony do nieba aż do końca czasów i być stale nauczany, że Bóg nawet swoich własnych wyznawców uważa za zwykłych ludzi z przepustką?
Co przez to rozumiem? Mam tu na myśli nauczanie, że niezależnie od tego, jak pokornie i skruszony człowiek wyznaje swoje grzechy Bogu, jak serdecznie przyjmuje Chrystusa jako swoją ofiarę i Zbawiciela, jego grzechy zostają tylko tymczasowo odpuszczone; że są trzymani przeciwko niemu, żeby zobaczyć, jak on „wytrzyma”. Cóż to znaczy, jeśli nie uczynienie go człowiekiem na zakwasie? Jest to w najlepszym wypadku wyrok w zawieszeniu. Nie przebacza się sprawcy w ten sposób, ale całym sercem, pozwalając złu z przeszłości tak, jakby go nie było. Dlaczego chrześcijanie mieliby oskarżać Boga o to, co w nich byłoby niechrześcijańskie? Dlaczego nie poprzestać na nauczaniu, że jeśli wyznajemy nasze grzechy, On jako wierny i sprawiedliwy odpuści nam je i oczyści nas od wszelkiej nieprawości? i że „aż na wschód, jeśli na zachód, „jak daleko odsunął od nas nasze występki?”
Cała teoria o odroczonym wymazaniu grzechu wydaje się opierać na powierzchownym czytaniu Dziejów Apostolskich 3:19. Wiesz oczywiście, że właściwą lekturę tego tekstu można znaleźć w poprawionej wersji: „Pokutujcie i nawróćcie się, aby wasze grzechy zostały zmazane, aby nadeszły okresy ochłody od obecności Pana”. Nic nie wskazuje na to, że po pokucie i nawróceniu wymazanie grzechów ma być opóźnione na czas nieokreślony, gdyż coś takiego jest niemożliwe. Krew Chrystusa oczyszcza z wszelkiego grzechu, gdy pokutujemy i wtedy mamy „wspólnotę” z Ojcem i Synem. Jesteśmy z nimi jednością. Gdzie są grzechy po tym, jak zostaliśmy od nich oczyszczeni? Gdzie był trąd, gdy Chrystus dotknął trędowatego i oczyścił go z niego? Gdzie była gorączka matki żony Piotra, gdy Jezus dotknął jej ręki i ona ją opuściła? Gdzie to poszło? i gdzie był przechowywany? Gdzie pojawia się ból po zastosowaniu leczniczego balsamu? Gdzie jest głód po zjedzeniu pożywnego pożywienia? Gdzie jest pragnienie po orzeźwiającym napoju? Gdzie była ślepota mężczyzny po otwarciu oczu? Gdzie była kulawizna tego człowieka, gdy jego stopy i kostki nabrały sił, a on skakał i chodził? Gdzie jest grzech, gdy człowiek staje się nowym stworzeniem?
Tak jak pewnego dnia sięgnąłem po stary tom „ Myśli o Danielu” i przeczytałem, że dzieło Chrystusa od 1844 roku „polega na odpuszczeniu grzechów tym, którzy powinni zostać uznani za godnych ich odpuszczenia”. Pomijam naukę, że odpuszczenie grzechów zależy od godności człowieka. Jest to zbyt bezczelnie nieewangeliczne, aby wymagało ponownego wymłócenia. Biblia uczy nas jednak, że odpuszczenie grzechów jest czymś, co otrzymuje każdy, kto wierzy w Jezusa. Dzieje Apostolskie 10:43. Chrystus, udzielając Ducha Apostołom, powiedział: „Którymkolwiek grzechy odpuścicie, są im odpuszczone”. Nie ma nauczania o przyszłej remisji. Odpuszczenie grzechów jest rzeczą równie realną jak uzdrowienie z choroby i nie może nastąpić w oderwaniu od jednostki.
Podnoszony jest zarzut, że nauczanie, że Chrystus dokonał odkupienia za grzechy na krzyżu, jest nauczaniem doktryny o odpustach, czyli o odpuszczeniu grzechów przed ich popełnieniem. Zarzut ten, moim zdaniem, nie jest słuszny i nie stoi w sprzeczności z nauczaniem Pisma Świętego. Chrystus rzeczywiście dokonuje odpokutowania za grzechy na krzyżu, ponieważ, jak już przedstawiłem, krzyż jest rzeczywistością zawsze obecną. Jak inaczej Paweł mógłby powiedzieć: „Jestem ukrzyżowany z Chrystusem”? albo jak mógłby zarzucać Galacjanom ich odstępstwo, „przed czyimi oczami ukazał się Jezus Chrystus, najwyraźniej ukrzyżowany wśród was?” Czy kaznodzieje Adwentystów Dnia Siódmego nigdy nie nawołują grzeszników, aby „przyszli na krzyż”? Gdzie indziej, jak nie na krzyżu, można poluzować więzy i usunąć ciężar grzechu? ..
Byłbym powściągliwy wobec Boga, gdybym nie rozpoznał światła, które mi dał; Nigdy nie mogłem zrozumieć, dlaczego mi to zostało dane, chyba że na tej podstawie, że Jego dary są dawane nie według zasług, ale według potrzeb.