Śmierć W. Millera i Himesa

Śmierć W. Millera


Powyższe opisy różnych sposobów, w jakie nadchodził i przemijał czas oczekiwanego końca wszystkich rzeczy i które zostały otrzymane z autentycznych źródeł, należy uzupełnić krótkim opisem oszołomienia tych, którzy byli za to odpowiedzialni.


W swoim „Życiu i doświadczeniach” Starszy Luther Boutelle daje nam wgląd w to, co się wydarzyło:


„Minął 22 października , zasmucając niewymownie wiernych i tęskniących; ale raduje niewiernych i bezbożnych. Wszystko było nieruchome. Żadnych spotkań jak dawniej. Wszyscy czuli się samotni, prawie nie chcąc z nikim rozmawiać. Wciąż w zimnym świecie! Brak wyzwolenia – Pan nie przyszedł!. Żadne słowa nie oddadzą wówczas uczucia rozczarowania prawdziwego adwentysty. Tylko ci, którzy tego doświadczyli, mogą wejść w temat takim, jakim był. To było upokarzające i wszyscy czuliśmy to podobnie. Wszyscy milczeli, z wyjątkiem pytania: „Gdzie jesteśmy?” i „Co dalej?” Wszyscy przeszukiwali swoje Biblie.”


„Nie całkiem zadowolony z mieszkania, po tak burzliwych czasach pojechałem do Bostonu. Okazało się, że biuro „Zwiastuna Adwentu” jest zamknięte, a wszystko nieruchome. Następnie pojechałem do New Bedford. Znalazłem Braci w zdezorientowanym stanie. Miałem kilka spotkań; pocieszałem tych, którzy przybyli najlepiej, jak potrafiłem, mówiąc im, żeby się trzymali, bo wierzyłem, że z tej sprawy wyjdzie dobry wynik. Wracając z New Bedford do Bostonu, zastałem biuro naszego „Heralda” otwarte, a jego szefem był brat Bliss. Powiedział, że od czasu, gdy minął czas, prawie nie wychodził z domu. Zapytał, czy odbywają się jakieś spotkania. Powiedziałem mu, że tego wieczoru ma być w mieście, a w innych miejscach zbierają się, aby się nawzajem pocieszać”


Ale jak można było się spodziewać, w momencie, gdy zaczęli rozmawiać, zaczęły się kontrowersje. Proroctwo zawiodło całkowicie były wyrzuty, zaprzeczenia, a nawet oskarżenia przeszły między różnymi przywódcami doktryny i podczas gdy opinia publiczna wypuszczała snopy drwin i sarkazmu z powodu sytuacji, w której znaleźli się ci nieszczęśliwi bracia, oni brnęli w grzęzawisku wyjaśnień i obaleń, pogrążając się coraz głębiej, bo próbowali wydostać się ze swojego dylematu. Starszy Joshua V. Himes, który nie mógł znieść upokorzenia, jakimi były drwiny, odwrócił się śmiało zaprzeczając, a nawet zaprzeczając nawoływaniom, które wygłaszał z żarliwym zapałem przed oczekiwanym końcem.Tak więc w „The Midnight Cry” z 5 listopada 1844 r., próbując stłumić wybuchy publicznego oburzenia z powodu histerycznego fanatyzmu, który był tak rozpowszechniony w wyniku kazań, których słuchały tysiące, twierdzi, że „ chociaż w tym późnym ruchu wielu porzuciło swoje świeckie powołania, jednak dobrze wiadomo, że ten kurs był sprzeczny z całą naszą radą i naukami, podczas gdy byliśmy zaangażowani w tę sprawę”. Jednak to on tuż przed oczekiwanym końcem, jako redaktor „The Midnight Cry”, opublikował publiczne wyznanie brata George'a Storr'a, w którym były następujące słowa: „ Wyznaję, że zostałem wprowadzony w błąd i dlatego sprowadziłem innych na manowce, w doradzaniu wierzącym Adwentu, aby całkowicie porzucili interesy i uczestniczyli tylko w spotkaniach”.


Zbyt chory i zgrzybiały, by napisać wyjaśnienie niepowodzenia proroctwa, którego zażądała od niego opinia publiczna, biedny stary Prorok Miller podyktował Starszemu Blissowi długie wyjaśnienie, które nazwał „Przeprosinami i obroną” i zostało opublikowane przez Starszego Hinesa. w Bostonie. W ten sposób starał się wyjaśnić, jak to się stało, że ostatecznie zatwierdził datę 22 października jako dzień, w którym nadejdzie koniec, po tak długim sprzeciwie. Twierdzi, że „ nie miał społeczności z ruchem aż do około dwóch lub trzech tygodni przed 22 października , kiedy to widząc, że uzyskał takie rozpowszechnienie i biorąc pod uwagę, że było to prawdopodobne w czasie, zostałem przekonany , że było dziełem Boga”. Innymi słowy, starzec został wciągnięty w wir złudzenia, który pierwotnie zrodził się w jego własnym mózgu, i został zalany resztą ofiar przepowiedni w paroksyzmie histerii. Przynajmniej był szczery w swoim oświadczeniu. Nie mógł się jednak oprzeć inwektywy wszystkim samozwańczym głosicielom swojej doktryny w liście zaadresowanym do „Bracia”, który został opublikowany w „Zwiastunie Adwentu” z 3 grudnia 1844 roku. „Przyczynami, które wymagały na nas karcącej ręki Boga, były, moim skromnym zdaniem, Duma, Fanatyzm i sekciarstwo”.

„Duma”, pisze, „działała na wiele sposobów. Bardziej szukaliśmy zaszczytów lub oklasków u ludzi niż u Boga. Niektórzy z nas starali się być przywódcami, zamiast być sługami, przechwalając się zbyt dużą ilością tego, co robimy”.

W związku z panującym fanatyzmem pisał:

„Wiem, że nasi wrogowie oskarżali nas o to, zanim byliśmy winni; ale to nie usprawiedliwiało nas, że w to wpadliśmy….
„Czasami nasze spotkania odznaczały się hałasem i zamieszaniem i – wybaczcie mi bracia, jeśli wyrażam się zbyt mocno – wydawało mi się bardziej jak Babel niż uroczyste zgromadzenie pokutników kłaniających się w pokornej czci przed świętym Bogiem! Często otrzymywałem więcej dowodów wewnętrznej pobożności z rozpalonego oka, mokrego policzka i zdławionej wypowiedzi niż z całego zgiełku w chrześcijaństwie”.

Pośród wszystkich niekończących się i daremnych wyjaśnień, obaleń i odwetów, które powodowały straszne zamieszanie i gorycz ducha wśród wyznawców proroka Millera, to właśnie brat George Storrs, nagle przebudzony ze swoich złudzeń, gdy proroctwo zawiodło, umieścił całe doświadczenie w pigułce, wydając płaskostopie stwierdzenie, że wierzył, że mesmeryzm był u jego podstaw od początku do końca!

W „Porannej straży” z 20 lutego ( 1845 r.) przedstawia sprawę jasno i zgodnie z zasadami współczesnej psychologii.

W odniesieniu do niektórych rzeczy w podnieceniu dziesiątego dnia pisze: „To był nic innego jak mesmeryzm, przez co rozumiem, że był on wytworem czysto ludzkiego wpływu; innymi słowy; nie pochodziło od Boga; i nie powiedziałbym, że pochodził od diabła; stąd muszę powiedzieć, że było to z nas samych – zwykły ludzki wpływ zwany mesmeryzmem.

„Czym jest mesmeryzm? Jest to wpływ, jaki jedno ciało lub osoba ma na inne, aby oddziaływać na nich, aby wytworzyć określone rezultaty. Innymi słowy, jest to tylko ludzki wpływ . Sam w sobie nie jest zły. Jest niezbędna dla Społeczeństwa i może być użyty do błogosławienia ludzkości, gdy jest kierowany przez Słowo i Ducha Bożego, ale gdy kierowany jest przez własną wyobraźnię by działał nie kierowany przez rozum, osąd prowadzi do zwiedzenia.
„Wielkim punktem, który dał siłę ruchowi, była pewność , z jaką wołaliśmy: 'Pan przyjdzie na obłokach niebieskich' dziesiątego dnia siódmego miesiąca, a nikt nie spodziewał się podekscytowania, które istniało, że mogło zaistnieć. Czy zatem była to pewność, że to wydarzenie nastąpi w tym czasie , od Boga?
„Ponieważ wydarzenie nie miało miejsca, myliliśmy się sądząc, że zostaliśmy pobudzeni przez Ducha Świętego, gdy wydaliśmy wołanie, które ogłosiliśmy w odniesieniu do sposobu i czasu . Powtarzam, to nie było od Boga. Nie jestem skłonny powiedzieć, że pochodził od diabła; i jest tylko jedno inne źródło, któremu można to przypisać; i stąd najłagodniejszym wyrażeniem, jakiego mogłem użyć, było powiedzenie, że był to zwykły wpływ ludzki, czyli mesmeryzm… Każdego dnia coraz bardziej utwierdza mnie, że jest to prawdziwe słowo, i fanatyzm, który niemal nieustannie w jakiejś formie wybuchał wśród tych, z Ruchu to nadal upieram się, że cały ruch, dziesiątego dnia, był w całości od Boga i według mego przekonania, zostaliśmy oszukani przez zwykły ludzki wpływ, który pomyliliśmy z Duchem Bożym… Niech Pan przebaczy nam wszystko, w czym zbłądziliśmy i pomoże nam być pokornymi i posiadać chrześcijańską łagodność na czas, który nadejdzie.
Adresowane do wszystkich z miłością”
„George Storrs”.

Zwolennicy przepowiedni Millera wypadali teraz z szeregów tysiącami, niektórzy z nich byli tak poruszeni podnieceniem, przez które przeszli, że w reakcji, jaka nastąpiła, stali się ateistami, tupali nogami o ziemię i potępiali rzeczy duchowe; wielu z tych, którzy wciąż byli zwiedzieni, popadło w jeszcze większy fanatyzm, tracąc wszelkie poczucie proporcji i zdrowego rozumowania. Niewielka grupa, choć oszołomiona i prawie przytłoczona kpinami i drwinami nieustępliwego świata, pozostała wierna założeniom doktryny przepowiedni Millera, ale nawet oni ciągle zmieniali i modyfikowali pewne punkty w niej, aby dostosować się do sytuacji. [Oszacowano, że liczba szczerych i prawdziwych Millerystów wynosiła 50 000, ale do tego doszły zastępy zwolenników, którzy niepewnie wierzyli i podążali za prawdziwymi wierzącymi w stanie przerażonej niepewności. Wyrażali swoje przekonania równie głośno, jak wszyscy, ale kiedy koniec nie nadszedł, odpadli, zaprzeczając, że kiedykolwiek brali udział w ruchu. Było też wielu, którzy stali się zwolennikami głównie z zamiłowania do podniecenia, którzy uczestniczyli we wszystkich spotkaniach odbywających się w ich sąsiedztwie, i do końca mieli swój pełny udział w szerzeniu fanatyzmu na prawo i lewo.


Biograf W. Millera, Starszy Bliss, tak mówi o tym nieszczęściu umysłu i serca: „W miarę jak jego słabości rosły, a siła malała, bardzo cierpiał z powodu nieregularności, ekstrawagancji i dziwnych poglądów praktykowanych lub przyjmowanych przez tych, którzy odeszli z jego nauki i rady”. Nie znając tego, co obecnie nazywa się „psychologią tłumu”, był zdumiony bezsilnością jego słów, by stłumić te tajemnicze prądy mentalne, które były środkiem przyspieszania, ale których teraz nie mogli już kontrolować. Na próżno błagał swoich wyznawców, aby nie wyznaczali bardziej konkretnej daty przyjścia Pana; – nie chcieli go słuchać. Starszy Himes nie miał sensu powtarzać oświadczenia, które opublikował z 7 listopada 1844 r., po upadku proroctwa: „Nie znamy ostatecznego czasu tego wydarzenia… W naszym obecnym świetle nie mamy objawienia o ustalonym dniu lub o określonej godzinie, ale najpełniej wierzymy, że należy patrzeć i czekać…”


Niektórzy z nich w głębokim i autentycznym niepokoju zaczęli dostrzegać błyski światła. „Błędem było myślenie, że przyjście musi mieć charakter materialny, a nie duchowe” — wołali; a ci, którzy nagle uzyskali jaśniejszą wizję, w końcu znaleźli wyjście z labiryntu ale tej opinii stary Prorok nie chciał słuchać. Pragnął ujrzeć Pana w ciele – usłyszeć Jego głos własnymi ludzkimi uszami – poczuć, jak ziemskie serce w nim pulsuje z zachwytu na ten dźwięk. Nie mógł i nie chciał przyznać wyłącznie duchowego znaczenia słów, nad którymi tak długo się zastanawiał; tęsknił za materialnym urzeczywistnieniem ich – ciepłym dotknięciem ludzkiej ręki naszego błogosławionego Pana i ujrzeniem Go ponownie mieszkającego na tej ziemi, która choć oczyszczona przez ogień bez wątpienia przypominałaby ziemię, którą on, William Miller, znał i do której był przyzwyczajony. To była suma jego pragnienia.


Ale teraz zauważono w nim wiele zmian. Nie straszył już swoich wyznawców ponurymi opowieściami o piekle; wydawał się teraz pragnąć wpoić w ich umysły pocieszającą nadzieję nieba. Wszystkie kontrowersje między nimi niepokoiły go i irytowały. Jego głowa była zmęczona ich pytaniami i spekulacjami. Podczas gdy oni zmieniali zasady swojej wiary tak, by do siebie pasowały, i spierali się o los bezbożnych, jego umysł skupiał się na pokoju i radości obiecanym tym, którzy starali się żyć sprawiedliwie.

27 września 1847 r. napisał do Starszego Himesa: „Kwestia unicestwienia niegodziwych – nie ma dla mnie żadnego pożytku w tym życiu. A ja na przykład jestem zdecydowany, bo Bóg jest moim pomocnikiem, aby nie należeć do tej klasy w przyszłym świecie. Nie dziwię się, że świat nazywa nas szalonymi; Przyznaję bowiem, że wydaje mi się szaleństwem widzieć, jak religijni, szczerzy mężczyźni poświęcają swój czas i talenty na sprawy tak mało istotne dla nas tutaj lub w przyszłości”.


jego zdrowie znacznie się pogorszyło. Wtedy spadł na niego oszałamiający cios. Oczy, które tak długo badały niebiosa w poszukiwaniu znaków przyjścia Pana, zostały dotknięte ślepotą! To było tak, jakby jego ludzki wzrok musiał zniknąć, zanim mógł osiągnąć duchową wizję.

„Nigdy nie słyszałem, żeby szeptał lub mówił, że było ciężko. Myślę, że czuje się nieco przygnębiony, ale nie opuszczony”. Tak napisała jedna z jego synowych o jego nieszczęściu.

Pod koniec kwietnia 1849 roku jego siły zaczęły szybko słabnąć i w liście, który podyktował reszcie swoich zwolenników, którzy zebrali się na konferencji w Bostonie 10 maja , powiedział:

„Moje pomnożone i narastające dolegliwości upominają mnie, że zbliża się czas mojego odejścia. Moje ziemskie trudy ustały i teraz czekam na wezwanie Mistrza, abym był gotowy na Jego pojawienie się lub, jeśli to Mu się podoba, opóźni się Jego przyjście, aby odejść, aby być z Chrystusem, co jest o wiele lepsze niż trwać w ciele. Czuję, że mam niewielki wybór, czy będę kontynuował życie aż do tego wydarzenia, czy też mój duch zostanie zebrany do duchów sprawiedliwych, doskonałych.
„Jakkolwiek Bóg by się ze mną cieszył, wspiera mnie błogosławione zapewnienie, że bez względu na to, czy się obudzę, czy zasnę, będę obecny z Panem”.

Oto krótka relacja o nim podana przez Starszego Robinsona, który odwiedził go w grudniu: Po przyjeździe do farmy mówi:

„Przyjęto mnie w prostym, serdecznym i łatwym stylu rodziny farmerów z Vermont Christian. To miłe, promienne oblicze jego żony i serdeczne uścisk dłoni powiedziały mi, że jestem w domu; I wszyscy członkowie rodziny, inteligentni, skromni i serdeczni, sprawili, że poczułem, jakbym otrzymał dobrą wieść.
„Szybko zostałem zaproszony do 'pokoju wschodniego', gdzie powitał mnie 'William Miller'... Bardzo się zmienił, ale nie na tyle, by zapomnieć wszystkich dawnych znajomych. Jego cierpienia podczas lata i jesieni były bardzo wielkie. Jego czcigodne białe loki były nieliczne i cienkie, a jego ciało było jak u dziecka. Ale jego głos był pełny, jego pamięć dobra, a jego intelekt uderzająco silny i czysty, a jego cierpliwość i rezygnacja niezwykła… Był pewien, że nie może trwać długo przed przyjściem Pana. Pragnął, aby wkrótce przyszedł; ale jeśli nie, to on zabierze się do Pana”.

I tak wędrowny Prorok – ten, który wędrował po wiejskich drogach i ulicach miast, od północy i południa, wschodu i zachodu – wrócił ślepy i roztrzaskany do schludnego i zadbanego domu, gdzie przez te wszystkie lata jego wierna żona Łucja Miller rozpaliła ogień i wychowała ośmioro z dziesięciorga dzieci, które urodziła. Leżał tam w swojej bezradności i pozornej porażce. Kiedy spojrzała w niewidzące oczy i zobaczyła zmarnowaną sylwetkę i brązowe włosy, które zmieniły się w srebrne, czy przypomniała sobie młodego żołnierza z dawno minionych dni swojej młodości?

Rankiem 17 grudnia 1849 r. posłali po Starszego Himesa, ponieważ widzieli, że koniec jest bliski. Człowiek, który przywiózł Williama Millera z wiejskich dzielnic w zamęt wielkich arterii, który był pionierem w gorączkowych latach złudzeń i pomagał mu w przekazaniu ważnego ostrzeżenia, był tym, do kogo teraz wezwał. Na niego chciał, aby jego płaszcz opadł.

List Starszego Himesa, napisany z perspektywy czasu, zawiera krótką, ale pamiętną relację z kilku słów, które zaszły między nimi. [Sylvester Bliss, Życie Williama Millera .]

„Wchodząc do pokoju”, napisał, „od razu rozpoznał mój głos. Chwycił mnie za rękę i trzymał ją przez jakiś czas, wykrzykując z wielką powagą i uczuciem: „Czy to Starszy Himes? Czy to Starszy Himes? Och, czy to Starszy Himes? Cieszę się, że cię widzę.'

— „Więc znasz mnie, ojcze Miller, prawda?”.

„'O tak, rozumiem, wiem, co się dzieje!'

„Milczał przez kilka chwil, najwyraźniej pogrążony w głębokim studium. Niebawem przedstawił temat mojego związku ze sprawą Adwentu i mówił o mojej odpowiedzialności; wyraził wiele zaniepokojenia przyczyną i nawiązał do własnego odejścia”.

Starszy Himes próbował go uspokoić. „Jeśli o mnie chodzi”, powiedział mu, „mam nadzieję na łaskę, która umożliwi mi wierność w otrzymanej posłudze ”.

Wydawało się, że to go pocieszyło i zapadł w rodzaj drzemki, ponieważ był bardzo słaby.

Po kilku minutach doszedł do siebie. „Starszy Himes przybył” — powiedział. „Kocham Starszego Himesa”. Potem nastąpiła kolejna pauza.

Jeśli został porzucony przez wszystkich, z wyjątkiem stosunkowo nielicznych zwolenników, jego własna rodzina nadrabiała to delikatną troską i oddaniem. Wydawało się, że chce usłyszeć stare hymny z ukrytych czasów dzieciństwa, a zebrali się wokół niego i na jego prośbę śpiewali:

„Istnieje kraina czystej rozkoszy,
gdzie święci królują nieśmiertelni.
Nieskończony dzień wyklucza noc,
a przyjemność usuwa ból”.

Wydawało się, że w tych słowach znalazł wielką pociechę. Potem zaśpiewali mu: „Szczęśliwy duch uwolniony z jego gliny”.

A zmęczony starzec w kółko szeptał: „Och, pragnę tam być!”

Pomimo wszystkich wzlotów i upadków jego dziwnego życia, tak całkowicie oddanego głoszeniu proroctwa, które zawiodło; mimo rozczarowania i całego gorzkiego upokorzenia, na jakie zasłużył jako owoc swojej pracy, jego śmierć była szczęśliwa i należy odnotować, że spotkał ją z dzielnym duchem starego żołnierza.

Nigdy nie zboczył ze swojej ustalonej idei, ale zapewnił ich wszystkich ze swoją przyzwyczajoną pewnością, że Pan przyjdzie, że jest „nawet blisko drzwi”, a rankiem 20 grudnia spojrzeli na niego, a potem na siebie i skłonili głowy, bo wiedzieli, że dla niego to była prawda.

Wezwanie nadeszło, gdy jego żona, synowie i córki oraz Starszy Himes w milczeniu obserwowali przy jego łóżku.

Jak wartownik na swoim posterunku, jego niewidzące oczy otworzyły się szeroko i wpatrywały w przestrzeń, ale to oczami duszy ujrzał wszech satysfakcjonującą wizję.

Zwycięstwo! – zawołał kilka razy – podnosząc umierający głos – Zwycięstwo! Krzycząc na śmierć!

I w ten sposób wiedzieli, że w końcu przyszedł dla niego błogosławiony Pan.



Starszy Himes

Starszy Himes? – ta skomplikowana postać, ten niestrudzony rewitalista – jaki był jego koniec? Otóż, po opublikowaniu gazet, traktatów, książek i broszur pełnych wezwań do Braci, aby trwali mocno w swojej wierze i nieprzerwanie czuwali na znaki końca przez ponad trzydzieści lat, nagle wyrzekł się doktryny, którą był tak pomocny w szerzeniu się i przyjmowaniu stał się duchownym Kościoła episkopalnego. Bez ostrzeżenia odwrócił kalejdoskop Losu i znalazł się w nowej dziedzinie, z nową perspektywą i inną doktryną.



Wszystko to wydarzyło się w 1880 roku, kiedy 9 stycznia został wyświęcony przez biskupa Clarksona z Nebraski i objął stanowisko rektora kościoła.

Dzięki uprzejmości przyjaciela, który skontaktował się z wielebnym dr Woodruffem, dziekanem katedry na Kalwarii w Sioux Falls w Południowej Dakocie, który uprzejmie przeszukał akta w poszukiwaniu informacji dotyczących byłego Starszego Himesa na jego nowym stanowisku jako duchownego, autor był w stanie zapewnić sobie kilka szczegółów dotyczących końca tego wszechstronnego człowieka.



„Odkryłem wyjątkową postać”, napisał Dean Woodruff, „ale nie znalazłem nic z jego historii przed przybyciem do Południowej Dakoty”.

Tak więc ewidentnie w tym nowym otoczeniu wielebny Joshua V. Himes w końcu uciekł przed kpinami i szyderstwami wywołanymi niepowodzeniem proroctwa, któremu on i zwolennicy Williama Millera byli tak długo poddawani.

Wyciąg z apelu, który skierował do swojej kongregacji w wieku osiemdziesięciu pięciu lat, w intencji budowy nowego kościoła, pokazuje, że jego energia nie osłabła w tym zaawansowanym wieku:

„Nie mogę mówić jako młody człowiek, bo jestem stary” — oświadczył; „ale jak Jozue, Syn Nuna, z nieosłoniętym okiem i energiczną siłą natury, najlepszym zdrowiem, wigorem ciała i umysłu, aby wykonać każdą pracę mojej misji pod kierunkiem mojego dobrego biskupa, w tym, co pozostało ze śmiertelnego życia, oczekuję pięciu lat dobrej pracy za pozwoleniem Autora i Dawcy życia, a potem, w wieku dziewięćdziesięciu lat, jeśli Bóg to rozkaże, powiem: „Teraz pozwól Twemu słudze odejść w pokoju”. przeżył te pięć lat i dwa miesiące dłużej, ponieważ urodził się 19 maja 1805 r. i zmarł 27 lipca 1895 r.



Odnosząc się do niego po jego śmierci w przemówieniu na Konwencie w 1895 r., biskup Hare powiedział o nim: „Dopóki kilka miesięcy przed jego śmiercią, w jego dziewięćdziesiątym pierwszym roku życia, nadal zasługiwał na epitet, który zastosowałem do niego w wieku osiemdziesięciu lat. - pięć lat: 'W wieku osiemdziesięciu pięciu lat walczy z Kościołem z walecznością młodego Dawida i głosi Ewangelię z mocą młodego Szczepana'”.

Został pochowany na cmentarzu Mount Pleasant w Sioux Falls w Południowej Dakocie, zamiast w Elk Point, ponieważ cmentarz w Sioux Falls położony jest na wzgórzu i poprosił biskupa Hare'a, aby wiele dla niego dostał na tym wzniesieniu, „ponieważ on chciałem być na szczycie wzgórza, kiedy Gabriel zadmie w trąbę.

Wydawałoby się więc, że przyjmując inną doktrynę, niektóre punkty starej pozostały jeszcze w pamięci.

Ale fakt zmiany zasad jego wiary nie zmienił całkowicie jego cech. W wieku dziewięćdziesięciu lat i zaledwie kilka miesięcy przed śmiercią wielebny Joshua V. Himes, widocznie wciąż bolejący na wspomnienie ośmieszenia, któremu on i wszyscy wierzący w proroctwo zostali poddani w latach 1843 i 1844m, wziął swoje pióro i napisał następujący list, opublikowany w The Outlook Magazine i datowany na 29 października 1894 r.:



„Do redakcji

„Bardzo mnie zainteresowały artykuły, które pojawiły się ostatnio w The Outlook na temat szat Wniebowstąpienia. Cieszę się, że ponownie wzbudziło się zainteresowanie opinii publicznej tym tematem, ponieważ nadszedł czas, aby to było załatwione, i to właściwie, i nic nie jest naprawdę uregulowane, dopóki nie zostanie to uregulowane właściwie. Chciałbym powiedzieć, że byłem blisko związany z Williamem Millerem przez jedenaście lat, począwszy od 1839 roku; że z nim uczestniczyłem w setkach spotkań, pracując z nim publicznie i prywatnie, i byłem z nim w jego domu w stanie Nowy Jork w nocy dziesiątego dnia siódmego miesiąca, kiedy spodziewaliśmy się przyjścia Pana; a mając doskonałą wiedzę o wszystkim, co wiąże się z tą pracą, wiem, że cała historia szat Wniebowstąpienia jest miksturą wrogów adwentystów, spłodzoną z religijnych przesądów, i że nie ma w tym ani krzty prawdy. Nic dziwnego, że pisarz w The Outlook of October 27th nie podał jego nazwiska i adresu. Stwierdzenie, że „być przygotowanym, ubranym w szaty Wniebowstąpienia, było instrukcją przekazaną przez ich przywódców szeregowym Millerytom”,

„Podczas tych burzliwych dni, od 1840 do 1844 roku, i przez kilka lat później kierowałem całą ich pracą wydawniczą i żaden człowiek, żywy czy martwy, nie wiedział lepiej, czego nauczali i robili adwentyści, niż ja. Zdarzały się pewne ekscesy, które zawsze towarzyszyły wielkim przewrotom religijnym, ale nie były one popełniane na polecenie ich przywódców, a zakładanie szat wstępujących nie było jednym z tych ekscesów.

„Kiedy te historie zaczęły się po raz pierwszy i gdy publikowałem w interesie sprawy adwentystów, zachowałem stałą ofertę w gazecie, której byłem redaktorem, dużej nagrody za jeden dobrze uwierzytelniony przypadek, w którym była szata Wniebowstąpienia noszone przez tych, którzy oczekują powrotu Pana. Żaden taki dowód nigdy nie pojawił się. To zawsze była plotka i nic więcej. Absolutny dowód nigdy nie został dostarczony. Zawsze był to jeden z tych zachwycających kłamstw, w które wielu ludzi chciało uwierzyć, stąd jego popularność i trwanie do dnia dzisiejszego. Odpierałem tę historię setki razy zarówno w Advent Herald w Bostonie w stanie Massachusetts, jak iw The Midnight Cry w Nowym Jorku, który miał nakład dziesiątek tysięcy egzemplarzy; i żaden oskarżyciel nigdy nie próbował się bronić, chociaż otworzyłem im moje kolumny, aby to zrobić. A teraz, w wieku dziewięćdziesięciu lat, z pełnym osobistym doświadczeniem tamtych czasów, przed Bogiem, który jest moim Sędzią i przed którego trybunałem muszę się wkrótce stawić, ponownie oświadczam, że historia szaty Wniebowstąpienia jest tkanką kłamstw z od początku do końca i cieszę się, że mogę temu zaprzeczyć jeszcze raz, zanim umrę.

„Przygotowanie nawoływane do 'szeregu' tych, którzy oczekują przyjścia Pana, było przygotowaniem serca i życia przez wyznanie Chrystusa, wyrzeczenie się grzechów i życie pobożnym życiem; a jedynymi szatami, do których noszenia zostali wezwani, były szaty sprawiedliwości, uzyskane przez wiarę w Jezusa Chrystusa; szaty wybielone we krwi Baranka. Nigdy nie myślano ani nie wspominano nic o wyglądzie zewnętrznym.

„Joshua V. Himes, rektor kościoła episkopalnego św. Andrzeja w Elk Point w Południowej Dakocie”.

Ale w zgodzie z wieloma opisami dni poprzedzających oczekiwany koniec, które zostały zebrane w tym tomie, autor czuje się wezwany do stwierdzenia, że wygłaszając tak obszerne oświadczenie, znacznie przekroczył granicę. Wierzymy, że to prawda, że żadne rozkazy nie zostały wydane z centrali – czyli on i Prorok Miller, Starszy Bliss i niewielka grupa kaznodziejów związanych z nimi od pierwszego , co do noszenia białych szat, ale nic nie ma. aby uzasadnić stwierdzenie, że nie nosili ich żaden z oszukanych wyznawców proroctwa, a jest jeszcze wielu żyjących, którzy mogą świadczyć przeciwnie, niektórzy z nich uczynili to w tej księdze, których w żaden sposób nie można nazwać ' wrogów adwentystów.Ponadto autor skrupulatnie przeszukał akta „The Midnight Cry” i „The Advent Herald” (ten ostatni obejmujący lata do 1860 r., z których brakowało tylko kilku egzemplarzy) i nie znalazł żadnego odniesienia do szaty wniebowstąpienia lub jakakolwiek wzmianka o nagrodzie, o której mówi stary dżentelmen w swoim liście; nie była też w stanie odkryć obaleń, które, jak twierdzi, drukował na łamach obu tych gazet „setki razy”.Często pojawiały się protesty w związku z innymi symbolicznymi aktami, którym się pozwalał, i możliwe, że wspomnienie o nich mogło wywołać zamieszanie w jego umyśle, ale jedyne odniesienie do bardzo nieszkodliwego aktu noszenia białych szat jest w „Życie Williama Millera” Starszego Blissa, które zostało opublikowane przez Starszego Himesa w 1853 roku, dziewięć lat po wielkim fiasku proroctwa, w którym jest napisane: „Wszystkie doniesienia dotyczące przygotowania szat wniebowstąpienia itp., które wciąż są przez wielu wierzyli, wielokrotnie okazywały się fałszywe i skandaliczne . W badaniu prawdy o takich rzeczach nie oszczędzono żadnej pracy ani wydatków i stało się moralnie pewne, że nigdzie nie doszło do takiego przypadku ”.[Litery takie jak te są z pewnością wystarczająco jednoznaczne: „Słyszałem, jak moja mama opowiadała, że kiedy była dziewczynką, pamięta, że jej matka zrobiła białą szatę, uporządkowała swój dom, wstawiła lampy w oknach i całą noc siedziała, czekając na koniec przyszłego świata. Ufanie tym informacjom będzie dla ciebie pewną wartością, z pozdrowieniami oddana, Ida M. Wing, New Bedford, 21 sierpnia 1921 r.”]

Ale Starszy Luther Boutelle, człowiek, którego uczciwość nigdy nie była kwestionowana, pisząc swoją „Autobiografię”, w której opisuje wydarzenia tamtych dni, cytuje bezpośrednio z tej samej strony, na której pojawia się to oświadczenie, i przechodząc do samego akapitu , zatrzymuje się na krótko i całkowicie ignoruje jego treść; i dlaczego? – ponieważ Starszy Boutelle doskonale wiedział, że w jego rodzinnym mieście Groton i we własnym stanie Massachusetts, zwłaszcza na obszarach wiejskich, nie mówiąc już o innych miejscowościach, ta zupełnie niewinna symbolika była, jeśli nie uniwersalna, przynajmniej bardzo częsta. Starszy Boutelle, podobnie jak Prorok Miller, był z natury szczery i bezpośredni w myślach i mowie oraz wolny od podstępów i chociaż niektórzy z Braci byli pod żądłem upokorzenia, po wielkim fiasku ani on, ani jego przywódca nigdy nie umniejszali pamięci o ich najwyższym rozczarowaniu, podnosząc lub obalając kwestie tak drobnej wagi, jak ta, o której mowa; ich myśli były całkowicie pochłonięte jedyną wszechogarniającą nadzieją, której pomimo powtarzających się niepowodzeń urzeczywistniania, wciąż się trzymali. W liście do autora wnuczka Starszego Boutelle deklaruje, że do końca jego dziewięćdziesięciodwuletniego życia „dziadek przez większość czasu biegał z przesłaniem!”

Starszy Boutelle! Zagorzały stary chrześcijanin! Jeśli mylił się co do sposobu i czasu Przyjścia, nikt nie mógł kwestionować autentyczności jego miłości do Mistrza. Leży na cmentarzu w Groton z widokiem na odległe wzgórza, które kochał. Ale on i inni wszyscy odeszli lata temu; wszystkich tych gorliwych dusz, które oczekiwały zniszczenia ziemi przez ogień i natychmiastowego przyjścia Pana – Prorok Miller, Brat Storrsa i Brat Southarda oraz zastępy Braci, których głosy rozbrzmiewały echem daleko i szeroko. ich przerażające okrzyki ostrzegawcze – wszyscy odeszli; a wielebny Joshua V. Himes wciąż czeka w swoim grobie na szczycie wzgórza na koniec, który jeszcze nie nadszedł.

Nigdy więcej nie usłyszy Bena Whitcombsa do galopował wiejskimi dróżkami, krzycząc, że koniec jest bliski; nigdy więcej pięknych pokojówek, takich jak urocza Mary Hartwell, nie ucieka przed narzeczonym ze strachu przed nadchodzącym gniewem; nie ma małych grup chętnych, dręczonych strachem dusz, które ciągną się z wiejskiej ulicy na szczyt wzgórza, by czekać na okropne wezwanie.

Tym uspokajającym i pouczającym stwierdzeniem, które ma przeciwdziałać straszliwym relacjom dziwnej histerii religijnej z lat 1843 i 1844 oraz złudzeniu Williama Millera, książka kończy się.

Koniec.

Przypisy

Całość tu podana jest tłumaczeniem z książki Days of Delusion autorstwa Clary Endicott Sears z 1924 roku które ukazało się w czasopiśmie "Proclamation" 23 i 30 czerwca 2022r.