E.White rozmawia ze zmarłym mężem

Adwentyzm ma doktrynę w której dokładnie określa że kontakt ze zmarłym jest niezgodny z Pismem Świętym. Biblia zabrania takiego kontaktu. W zasadach wiary adwentystów jest podane że dusza jest śmiertelna, a tym samym kontakt nie może mieć miejsca ze zmarłą osobą, lecz jest to spirytyzm, czyli szatan podstawia się pod zmarłego. Ale teraz zszokuje Adwentystów – Ellen White rozmawiała ze zmarłym mężem – i twierdzi że to Bóg go wysłał – czy Bóg zaprzeczył temu co powiedział w biblii że nie wolno radzić się zmarłych, ale ona przyjmuje rady od zmarłego, a on jej doradza co więcej, owy zmarły radzi jej zaprzestania pracy misyjnej i by udała się na wybrzeże Pacyfiku, na samotność. Jej sen był przyczyną odmówienia stawienia się na Generalnej Konferencji. Ale nad Pacyfik nie pojechała. Odmówiła Bogu?

„Niech nie znajdzie się wśród was nikogo,...., kto jest medium lub spirytystą, albo kto radzi się zmarłych. Każdy, kto to czyni, jest obrzydliwością dla Pana. Z powodu tych obrzydliwości Pan, Bóg twój, wypędzi te narody przed tobą. " - Powtórzonego Prawa 18: 10-12

W Wielkim Boju w 1858 roku Ellen napisała: Roz. Spirytyzm

“Szatan ma moc przedstawiania nam postaci mających wygląd naszych krewnych i przyjaciół, którzy teraz śpią w Jezusie. Wydawać się będzie, jakby byli obecni i wymawiali znane nam słowa, które wypowiadali za życia, tym samym tonem głosu, jaki mieli za życia, będzie wpadał w nasze uszy. Wszystko to ma na celu zwiedzenie świata i usidlenie go w niewiarę tego zwiedzenia”


Sydney Cleveland cytat z książki “White Washed” roz.9 napisał:

“Poniżej znajdują się stosowne akapity listu, który Ellen White napisała do swojego syna W. C. White'a 12 września 1881 r. J Kontekst tego listu jest taki, że Konferencja Generalna chciała, aby Ellen White wzięła udział w spotkaniu, na którym jej podejrzenia nie zostałyby dobrze przyjęte. Jej mąż, James White, zmarł 6 sierpnia 1881 roku, zaledwie pięć tygodni przed napisaniem przez Ellen White tego listu do syna, wyjaśniającego, dlaczego zdecydowała się nie spełnić prośby Konferencji Generalnej. Oto list Ellen White i moje dodane komentarze:

„Od kilku dni błagałam Pana o światło w związku z moim obowiązkiem. (Zwróć uwagę, że Ellen White wyraźnie stwierdziła, że prosi Boga o wskazówki, czy wziąć udział w sesji Konferencji Generalnej.) W nocy śniło mi się, że siedzę w powozie, jadąc, siedząc po prawej stronie. (A więc to musi być jeden z wielu snów, które Ellen White otrzymała „od Boga” przez całe swoje życie, w którym wierzyła, że Pan przekazał jej swoją wolę). Ojciec siedział w powozie, siedząc po mojej lewej ręce. Był blady, ale spokojny i opanowany. (Ellen White ogólnie używała terminu „ojciec”, gdy mówiła o swoim mężu Jamesie White'cie. Pamiętaj, James zmarł pięć tygodni wcześniej). „Ojcze, ojcze” - wykrzyknęłam - „tak się cieszę, że znów mam cię przy sobie. ! Czułam, że połowa mnie zniknęła. Ojcze, widziałam, jak umierasz; Widziałam cię pochowanego. Czy Pan zlitował się nad mną i pozwolił ci wrócić do mnie, a my będziemy pracować razem tak jak kiedyś? „Wyglądał na bardzo smutnego.

Powiedział: „Pan wie, co jest najlepsze dla ciebie i dla mnie. (Zauważ, że w tym „natchnionym przez Boga” śnie Ellen White prowadzi rozmowę ze swoim zmarłym mężem - coś, co Pan powiedział w Swoim Słowie, jest „obrzydliwe” i godne „ukamienowania”. Co gorsza, martwy James White udaje, że mówi w imieniu Pana i doradza Ellen jej obowiązki!) Moja praca była mi bardzo droga. Popełniliśmy błąd. Odpowiedzieliśmy na pilne zaproszenia naszych braci na ważne spotkania. Nie mieliśmy serca odmówić. Te spotkania zmęczyły nas oboje bardziej, niż zdawaliśmy sobie sprawę. Nasi dobrzy bracia byli zadowoleni, ale nie zdawali sobie sprawy, że na tych spotkaniach wzięliśmy na siebie większe ciężary, niż w naszym wieku moglibyśmy bezpiecznie unieść. Nigdy nie dowiedzą się, jaki był skutek tego długotrwałego wysiłku, jaki na nas ciążył. „Bóg kazał im dźwigać ciężary, które nosimy od lat. Nasze nerwowe energie są nieustannie obciążane, a wtedy nasi bracia błędnie oceniają nasze motywy i nie zdają sobie sprawy z naszych obciążeń, osłabiając działanie serca. Popełniłem błędy, z których największy polegał na tym, że pozwoliłem, by moje współczucie dla ludu Bożego prowadziło mnie do podjęcia pracy, którą inni powinni byli wykonać. - Teraz, Ellen, prace będą wykonywane tak, jak dotychczas, pragnąc, abyś uczestniczyła w ważnych spotkaniach, jak to miało miejsce w przeszłości.

(Zauważ, że tutaj zmarły James White przepowiada przyszłość swojej żonie Ellen i doradza jej, co powinna zrobić! Pamiętaj, ta rada pochodzi od zmarłego we śnie!) Ale przedkładaj tę sprawę Bogu i nie odpowiadaj na najserdeczniejsze zaproszenia. Twoje życie wisi na włosku. Musisz mieć spokojny wypoczynek, wolny od wszelkich emocji i nieprzyjemnych trosk. Mogliśmy wiele zrobić przez lata naszymi piórami, na tematy, których ludzie potrzebują, a które mieliśmy przed sobą i możemy im przedstawić, a których inni nie mają. W ten sposób możesz pracować, gdy wrócą ci siły, tak będzie, i możesz zrobić o wiele więcej za pomocą pióra niż głosu. " „Spojrzał na mnie pociągająco i powiedział:„ Nie zaniedbasz tych ostrzeżeń, prawda, Ellen? Nasi ludzie nigdy się nie dowiedzą, pod jakimi słabościami pracowaliśmy, aby im służyć, ponieważ nasze życie było splecione z postępem pracy, ale Bóg wie wszystko. Żałuję, że wczułem się tak głęboko i pracowałem nierozsądnie w nagłych wypadkach, niezależnie od praw życia i zdrowia. Pan nie wymagał od nas dźwigania tak dużych ciężarów, a tak niewielu naszych braci. (Martwy James daje teraz Ellen wspaniałą okazję do ukarania „braci” za uchylanie się od ich obowiązków i doprowadzenie go w ten sposób do śmierci).

Powinniśmy byli wcześniej udać się na wybrzeże Pacyfiku i poświęcić czas i energię na pisanie. Zrobisz to teraz? Czy, gdy wrócą ci siły, weźmiesz pióro i napisz rzeczy, na które tak długo oczekiwaliśmy, i spiesz się powoli? Jest ważna sprawa, której ludzie potrzebują. Będziesz musiała porozmawiać z ludźmi, ale unikaj odpowiedzialności, która nas przygniotła ”. (Rada Martwego Jamesa jest bardzo jasna i mówi jego żonie Ellen, co ma robić, a czego nie). „Cóż” - powiedziałam - „James, masz teraz zostać ze mną i będziemy pracować razem”. (Tutaj Ellen White zawiera pakt z martwym Jamesem - on ma zawsze z nią zostać i będą razem pracować To jest pakt z martwym człowiekiem!) Powiedział: „Za długo przebywałem w Battle Creek. Powinienem był pojechać do Kalifornii ponad rok temu. Ale chciałem pomóc pracy i instytucjom w Battle Creek. Popełniłem błąd. Twoje serce jest delikatne. Będziesz skłonna popełniać te same błędy, które ja popełniłem. Twoje życie może się przydać sprawie Bożej. Och, te cenne przedmioty, które Pan kazałby mi przedstawić ludziom, drogocenne klejnoty światła! ” "Obudziłam się. Ale ten sen wydawał się taki prawdziwy. Teraz możesz zrozumieć, dlaczego nie czuję obowiązku udawania się do Battle Creek w celu wypełnienia obowiązków podczas Konferencji Generalnej. Nie mam obowiązku występować na Konferencji Generalnej. Pan mi zabrania.

  • Letter 17, 1881, pages 2-4 (written to W. C. White, September 12, 1881), the White Estate, Washington, D.C., March 25, 1980. You may verify this letter in Arthur White’s book Ellen G. White, The Retirement Years, pages 161-162, or go to the Ellen White Estate website and search for any key phrase in the letter.

Po drugie, Ellen White otrzymała „sen”, w którym, jak wierzyła, Pan przekazał jej „obowiązek”. Jest to w pełni zgodne z jej licznymi twierdzeniami, że w ciągu swojego życia otrzymała około 200 „natchnionych przez Boga” snów i wizji. Zatem z jej perspektywy sen ten nie różni się od innych i twierdzi się, że wszystkie mają wspólne źródło. Po trzecie, w tym śnie Ellen White komunikowała się ze swoim zmarłym mężem, Jamesem White'em, i otrzymywała od niego rady - mimo że uczyła innych, że komunikowanie się ze zmarłymi (nekromancja) jest obrzydliwe dla Boga i godne ukamienowania. Tak więc sen Ellen White stoi w bezpośredniej sprzeczności z poglądem adwentystów na Pismo Święte i zostałby natychmiast odrzucony przez typowego adwentystę dnia siódmego! Ale nie tak z Ellen White - dała się nabrać na to oszustwo i postępowała zgodnie z jego wskazówkami. Po czwarte, zauważ, że w tym śnie Ellen White poprosiła swojego zmarłego męża, aby został z nią i kontynuował z nią pracę. Chciała, by przewodnictwo i wpływ tego zmarłego trwały przez resztę jej życia! Po piąte, kiedy Ellen obudziła się z tego snu, postąpiła zgodnie z radą swojego zmarłego męża! Co gorsza, twierdziła, że „Pan” przemówił do niej przez jej zmarłego męża. W ten sposób Ellen White wierzyła, że w tym śnie Pan przekazał jej „obowiązek” przez zmarłych. Czy Ellen White nie powinna była od razu wiedzieć, że jakakolwiek komunikacja ze zmarłymi jest zabroniona w Piśmie Świętym - zwłaszcza gdy szeroko pisała na ten temat? Jeśli Ellen White rzeczywiście była natchniona przez Boga, dlaczego miałaby słuchać rady od zmarłej osoby, myśląc, że pochodzi ona od Pana? I dlaczego miałaby chcieć pracować z tą zmarłą osobą do końca życia?”

Czy ten co rozmawiał z Ellen był tym samym Jakubem co za życia? popatrzcie jakie podejście do życia miał Jakub a opisała je Ellen, on nie narzekał ale chwalił Pana, ten zmarły narzeka


Cytat

"Byliśmy umówieni że weźmiemy udział w spotkaniu namiotowym w Charlotte w sobotę i niedzielę 23 i 24 lipca. Ponieważ źle się czułam zdecydowaliśmy się podróżować prywatnym przewozem. W drodze mąż wyglądał na wesołego chociaż towarzyszyło mu poczucie powagi. Nieustannie chwalił Pana za otrzymane miłosierdzie i błogosławieństwa oraz wyrażał swoją wdzięczność z powodu przyszłości i przeszłości: „Pan jest dobry i powinien być bardzo chwalony. Jest pomocą potrzebującemu.
Śmierć mojego męża Pogoda wydawała się być pochmurna i niepewna ale Pan nie pozwoli byśmy martwili się tymi sprawami. Kiedy przyjdą zmartwienia, On da nam łaskę aby je przetrzymać. To, czym Pan jest dla nas i co dla nas uczynił ´ powoduje, że powinniśmy być tak wdzięczni, że nigdy nie powinniśmy narzekać czy uskarżać się. Nasza praca, ciężary i poświęcenie ´ nigdy nie będą w pełni przez wszystkich doceniane. Widzę, że traciłem pokój umysłu i błogosławieństwo Boże pozwalając sobie na martwienie się tymi rzeczami.” „Wydawało mi się nie do zniesienia, że moje motywy mogą być źle osądzone, że moje największe wysiłki, by pomagać, zachęcać i umacniać moich braci będą stale i stale odwracać si˛e przeciwko mnie. Ale powinienem był pamiętać o Jezusie i jego rozczarowaniach. Jego dusza była zasmucona tym, ze nie był doceniany przez tych, których przyszedł uszczęśliwić. Powinienem był rozmyślać nad miłosierdziem i pełną miłości dobroci ˛a Boga, więcej go uwielbiać a mniej narzekać na niewdzięczność moich braci. Gdybym zostawił wszystkie moje zmartwienia Panu, mniej myśląc o tym co inni powiedzieli lub zrobili przeciwko mnie, miałbym więcej spokoju i radości. Obecnie będę starał się przede wszystkim pilnować samego siebie by nie popełnić zła słowem lub czynem a potem będę pomagał braciom prostować ścieżki dla ich stóp. Nie przestanę płakać i narzekać nad złem, które się działo wokół mnie. Spodziewałem się po braciach więcej niż powinienem. Kocham Boga i jego dzieło, kocham także braci”.
Kiedy tak jechaliśmy, wcale nie myślałam o tym, że będzie to nasza ostatnia wspólna podróż. Pogoda zmieniła się nagle i zamiast ˙ gorąca zapanował przenikliwy chłód. Mąż się przeziębił ale myślał że jest w tak dobrej kondycji że nic mu nie grozi. Wykładał na spotkaniach w Charlotte przedstawiając prawdę z wielką jasnością i mocą. Mówił o radości jak ˛a odczuwał przemawiając do tego zgromadzenia, które objawia tak głębokie zainteresowanie najdroższymi mu tematami.


Powiedział: „Pan doprawdy odświeżył moją duszę kiedy tak łamię dla innych chleb żywota. W całym Michigan ludzie ˙ wołają o pomoc. Jakże bardzo pragnę pocieszyć, zachęcić i umocnić ich tą cenną prawdą Bożą, którą można zastosować do obecnych ´ czasów!” Po powrocie do domu mąż uskarżał się na lekką niedyspozycję ale jak zwykle zajął się swoją pracą. Codziennie rano udawaliśmy się do lasku obok naszego domu i wznosiliśmy nasze serca w modlitwie .do Boga. Chcieliśmy znać nasze obowiązki. Z różnych miejsc bez przerwy napływały listy z prośbami o wzięcie udziału w spotkaniach obozowych. Chociaż byliśmy zdecydowani poświęcić się pisaniu, ´ ciężko było odmawiać braciom spotkania się z nimi na tych ważnych zgromadzeniach.
Szczerze modliliśmy się o mądrość aby obrać właściwą drogę postępowania. ´ W sobotni poranek poszliśmy jak zwykle do lasku i mąż gorąco modlił się trzy razy. Wydawał się niechętny przerywaniu próśb do Boga o specjalne przewodnictwo i błogosławieństwo. Jego modlitwy zostały wysłuchane, pokój i światło Boże zstąpiły do naszych serc. Uwielbiając Boga powiedział: „Teraz oddaję wszystko Zbawicielowi. Czuję słodki niebiański spokój, pewność że Pan wskaże nam nasze obowiązki, gdyż pragniemy wykonywać Jego wolę”. Towarzyszył mi do kaplicy i rozpoczął służbę śpiewem i modlitwą. Ostatni raz stał u mego boku przy mównicy. W poniedziałek dostał ostrego przeziębienia, które zaatakowało następnego dnia również i mnie. Zostaliśmy razem zabrani do sanatorium na leczenie. W piątek poczułam się znacznie lepiej. Wtedy lekarz powiedział mi że mąż ma tendencję do zasypiania i że spodziewa się najgorszego. Natychmiast zabrano mnie do jego pokoju i kiedy tylko spojrzałam na niego, wiedziałam ze umiera. Próbowałam go rozbudzić. Rozumiał wszystko co mówiłam do niego i odpowiadał na wszystkie pytania, na które mógł powiedzieć «tak» ´ lub «nie».
Nic więcej powiedzieć nie mógł. Kiedy powiedziałam mu ´ ze wydaje mi się ˙ że umiera, nie był zdziwiony. Zapytałam go czy Jezus jest mu drogi. Powiedział: „Tak, och, tak”. Zapytałam: „Czy nie pragniesz żyć?” Odpowiedział: „Nie”. ´ Wtedy kleknęliśmy wokół jego łoża i modliliśmy się za niego. Miał bardzo spokojny wyraz twarzy. Powiedziałam mu: „Jezus cię kocha. Bierze cię w wieczne objęcia”. Odpowiedział: „Tak, tak”. Brat Smith i inni bracia modlili się później wokół jego łózka ˙ a gdy odeszli, spędzili większość nocy na modlitwie. Mój mąż powiedział, że nie czuje bólu ale było oczywiste że gaśnie szybko. ´ Dr Kellogg i jego pomocnicy robili wszystko co było w ich mocy, aby uratować go od śmierci. Oddychał powoli jakby odżył ale nadal ˙ był bardzo słaby.
— Śmierć mojego męża
Następnego ranka wydawało się ze znów trochę odżył, ale około południa powstały u niego dreszcze, po których stracił przytomność. O piątej po południu, w sobotę 6 sierpnia 1881 roku cicho westchnął i zasnął bez walki czy jęku. Wstrząs po śmierci mojego męża — tak nagłej i nieoczekiwanej ˙ — spadł na mnie wielkim ciężarem. Przy moim słabym zdrowiu zbierałam wszystkie siły aby wytrwać przy jego łożu do końca, ale kiedy zobaczyłam jego oczy zamknięte przez śmierć, wyczerpana natura nie wytrzymała i całkowicie się załamałam. Jakiś czas ba- ´ lansowałam między życiem a śmiercią. Płomyk życia płonął tak słabo że oddech mógł go zgasić. W nocy słabł mi puls a oddychanie stawało się coraz słabsze, prawie że ustawało. Tylko dzięki Bożemu błogosławieństwu i nieustannej trosce i czuwaniu lekarzy i ich ´ asystentów moje życie zostało uratowane. Chociaż po śmierci męża nie podniosłam się z łóżka, zostałam zaniesiona w sobotę do kaplicy aby wziąć udział w jego pogrzebie. Przy końcu kazania poczułam że jest moim obowiązkiem dać´ świadectwo wartości chrześcijańskiej nadziei w tej godzinie smutku i rozstania z mężem. Kiedy wstałam zstąpiła na mnie siła i przemawiałam przez dziesięć minut, wielbiąc w obecności tego licznego zgromadzenia miłosierdzie Boże i jego miłość.


Po zakończeniu nabożeństwa pojechałam za mężem na cmentarz Oak Hill, gdzie został ˙ złożony na spoczynek aż do poranku cudownego zmartwychwstania. Moje fizyczne siły zostały osłabione tym ciosem, ale moc Bożej łaski podtrzymywała mnie w moim wielkim osamotnieniu. Kiedy widziałam jak mój mąż wydaje ostatnie tchnienie, poczułam ˙ że˙ wtedy właśnie Jezus jest mi droższy i potrzebniejszy niż był dotychczas w jakiejkolwiek godzinie mego życia. Kiedy stałam nad mym pierworodnym synem i zamykałam mu oczy, w roztargnieniu mogłam tylko powiedzieć: „Pan dał, Pan wziął, błogosławione niech będzie imię Pana”. I wtedy czułam że moim jedynym pocieszycielem jest Jezus. A gdy mój najmłodszy syn został wydarty z moich ramion i nie widziałam już więcej jego małej główki obok siebie na poduszce, mogłam tylko powiedzieć: „Pan dał, Pan wziął, błogosławione niech będzie imię Pana”. I kiedy ten, którego wielkie uczucie wspierało mnie, z którym pracowałam przez trzydzieści sześć lat, ´ został zabrany, mogłam położyć ręce na jego oczach i powiedzieć:´ „Powierzam Tobie mój skarb, aż do poranku zmartwychwstania”.


Kiedy widziałam jak odchodzi i widziałam wielu współczujących mi przyjaciół, pomyślałam: Jaka ´ z różnica w porównaniu ze śmiercią Jezusa gdy wisiał na krzyżu! Jaka ˙ z różnica! W godzinie ˙ Jego śmierci szydercy drwili i lżyli Go. Ale On umarł i przeszedł ˙ przez grób, aby go rozjaśnić i rozświetlić, abyśmy my mogli się radować i mieć nadzieję nawet w obliczu ´ śmierci, abyśmy mogli ´ powiedzieć składając naszych przyjaciół na spoczynek w Jezusie: ´ Spotkamy ich jeszcze raz. Czasami czułam ze nie mogę się pogodzić ze ´ śmiercią męża. Ale w głębi serca miałam wyryte słowa: „Bądź spokojna i wiedz ze Ja jestem Bogiem”. Boleśnie odczuwałam tę stratę, ale nie odważyłam się oddać bezużytecznemu żalowi. To nie przywróciłoby mi zmarłego. A nie jestem tak samolubna by życzy ć sobie, nawet gdybym mogła, aby zawrócić go z tego spokojnego snu, aby znów zaangażował się w walkę życiowa. Jako zmęczony wojownik położył się do snu. Z przyjemnością i satysfakcją będę spoglądać na miejsce jego odpoczynku. Najlepszym sposobem w jaki ja i moje dzieci możemy uczcić pamięć tego, który odszedł, jest podjecie pracy w tym miejscu, w którym on ją pozostawił i przy pomocy Jezusa prowadzić ją naprzód ku zwycięskiemu końcowi. Będziemy ´ wdzięczni za darowane mu lata jego działalności i przez wzgląd na ´ niego oraz przez przykład Chrystusa nauczymy się z jego śmierci czegoś, czego nie zapomnimy nigdy w ´ życiu. Strata ta uczyni nas lepszymi i delikatniejszymi, bardziej wybaczającymi, cierpliwszymi i zwracającymi więcej uwagi na żyjących.
Ellen White - Świadectwa dla zboru Tom I


A biorąc powyższy artykuł o rozmowie ze zmarłym mężem, James White przedstawia się jako zmarły, czy zatem istnieje nieśmiertelna dusza? i Bóg wysłał Jakuba White po śmierci, bo jeżeli nie, i on już nie istniał, to kim jest ten co się przyznał że jest Jakubem? oczywiście Bóg by zaprzeczył sobie kiedy w biblii mamy podany zakaz że nie będziecie radzić się zmarłych, ale ona przyjmuje jego rady, a on jej doradza co więcej, owy zmarły radzi jej zaprzestania pracy misyjnej i by udała się na wybrzeże Pacyfiku, na samotność. Jej sen był przyczyną odmówienia stawienia się na Generalnej Konferencji. Ale nad Pacyfik nie pojechała. Odmówiła Bogu? Zauważcie na zdanie "był blady, ale spokojny" on przedstawił się jej jako umarły, nie jako żyjący w niebie, nie pełen życia, ona mówi mu że on umarł, że go pochowała, a on wyjaśnia jej przyczynę swej śmierci, jako przepracowanie, ale tak naprawdę to umarł z powodu przeziębienia a nie przepracowania. Przed śmiercią miał plany zrobić porządek w Generalnej Konferencji z braćmi którzy jak mówił wykorzystują jego żonę do swoich celów. Wcale nie zamierzał odpoczywać, nie miał tego w planach, i z pewnością nie zgodziłby się z tą jego pośmiertną teorią.

Film 

https://youtu.be/xcMf0drfhFU